W pewnym filmie ktoś mądrze powiedział, że zmiany to coś dobrego. Ale tak naprawdę to znaczy, że zdarzyło się coś, czego nie chciałeś. Ale ja tego chciałam. Świadomie zmieniłam portal blogowy, uznając, że wyjdzie mi to tylko na dobre. Przepraszam jednocześnie tych, których być może zdenerwuje zmiana mojego miejsca w sieci. Oraz witam wszystkich, którzy tu za mną trafili.
Weekend upłynął mi na zwiedzaniu miasta. Trzeba przecież dobrze poznać miejsce, gdzie ma się zamiar spędzić kilka lat życia. W piątek Mąż zabrał mnie na edynburską Starówkę:) Pomnik co krok, piękne parki, czyste ulice (u nas nie do pomyślenia!). Inny świat-te dwa słowa ostatnio wymawiam chyba najczęściej. Bo tak się czuję-jakbym była w innym świecie...
Miasto tętniące życiem, a z drugiej strony ludzie w nim żyjący mają czas, żeby zajrzeć do Princess Street Gardens i choć chwilę posiedzieć na trawie. A stamtąd już tylko widok na Edinburgh Castle...
W sobotę, korzystając z pięknej pogody, Mąż zabrał mnie... nad morze! A morza nie widziałam przez 16 lat... Wybraliśmy się do Portobello (portowej dzielnicy miasta), na jedyną publiczną plażę w Edynburgu. Ciepły piasek i początkowy chłód Morza Północnego... brzegiem plaży przeszliśmy prawie 2 km. Z wyprawy tej zostało mi zdjęcie w komórce (tak się ratujemy, póki nie mamy aparatu) i dwie muszelki.
Niedziela za to była baaaardzo leniwa. Po południu wybraliśmy się na spacer do Saughton Garden (cisza i spokój, a przecież obok przebiega ruchliwa Gorgie Road), a potem do katedry na polską mszę (niewyobrażalne ilu Polaków tam przychodzi!).
A dziś znów leniwie. Dopijam śniadaniową herbatę, choć to prawie pora na lunch.
Po namyśle stwierdzam, że nie jest tu tak źle. Wszystko jest tylko kwestią przyzwyczajenia...
Haniu, dotarałam :) cieszę, się, że i Ty jesteś na bloggerze:)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę. :)
OdpowiedzUsuńEch, jeszcze tylko 4 miesiące!!! :D
xoxox
rewelacyjnie tam musi być :)
OdpowiedzUsuń