środa, 27 sierpnia 2008

Mysz

Była, była i sobie poszła. To znaczy nie poszła, tylko zginęła tragicznie dziś w nocy.

Myślałam, że mam zwidy... Czasem, w czasie posiadówy przy komputerze, oko niechcący uciekało mi w bok... i wtedy ją widziałam, jak przemyka chyłkiem między kanapą a szafą z junkersem.
Kiedy mąż również ją zobaczył, odetchnęłam... czyli nie tylko ja mam zwidy...

W niedzielę bladym świtem mysz ujawniła się w całej okazałości. Przewędrowała całe mieszkanie, by nawiedzić mnie w sypialni. Nie piszczała. Stała na tylnych łapkach i patrzyła na mnie. To był moment. Potem rozległ się pisk. Mój. Ona uciekła, a ja spanikowana przez 4 godziny nie wyszłam z łóżka...
Po stosownych naradach, debatach i przemyśleniach zrodził się nam jeden wniosek-trzeba pozbyć się niechcianego lokatora (wszak mieszkanie wynajmowaliśmy umeblowane, ale o zwierzątku mowy nie było). Mąż kupił dwie łapki. Wczoraj rano je rozstawiliśmy, a dziś nad ranem znalazłam martwą mysz.

Czuję się dziwnie. Czy to coś złego-pozbyć się szkodnika ze swojego terytorium???

środa, 13 sierpnia 2008

Ano jestem

Chwilę mnie nie było. To znaczy ponad miesiąc. Trochę się działo, ale niewiele się zmieniło.

Urlop był. Bardzo udany. Choć chwilami męczący. Mam wrażenie, że jeszcze kogoś nie odwiedziliśmy, czegoś nie zrobiliśmy, gdzieś nie byliśmy. Ale jak można było to wszystko ogarnąć w ciągu zaledwie 10 dni??? Od powrotu do Szkocji minął prawie tydzień, a mnie już wszystkiego na nowo brakuje... Igiełki z Kasią, kawki z Mamą i Babcią... polskiego jedzenia i znajomych twarzy na ulicy (a jeszcze niedawno przekonywałam samą siebie, że ta edynburska anonimowość bardzo mi odpowiada...). Pocieszam się tylko tym, że za niecały miesiąc przylecą do nas moi Rodzice:)

Edynburg przywitał nas deszczowo. W sumie powinnam się już do tego przyzwyczaić, ale jakoś ciągle nie mogę... Chyba dopada mnie depresja jesienna, mimo że dopiero sierpień... Brak mi słońca i ciepła...

Z nudów znów plączę nitki. Oglądajcie i podziwiajcie;)