Cały dzień spędziłam we Wrocławiu, a pakowanie jak zwykle zostawiłam na ostatnią chwilę. Nie lubię się ani pakowac, ani żegnac. Za to właśnie nie lubię emigracji.
Dziś skończyła się moja przygoda z zębami. Implanty wstawione. Boli okropnie, ale niedługo to minie i pozostanie tylko (prawie) hollywoodzki uśmiech:)
Zdjęc nie będzie.
środa, 21 października 2009
czwartek, 15 października 2009
Wnerw na maksa
I to nie tylko z powodu śniegu po kolana. Miałam na dziś tyle planów, a mało co z tego wyszło-właśnie przez ten śnieg. Chciałam kupic jakieś ładne kozaczki, żeby je zabrac do Edi, bo tam wybór mały albo żaden. I guzik-butów milion, a mnie się jak zwykle nic nie podoba... Dobrze, że w ogóle miałam się dziś w co ubrac (wszystkie zimowe rzeczy tu zostawiliśmy), ale buty i tak mi przemokły... No nic, może jeszcze jutro coś znajdę, choc i tak zapowiadają ocieplenie.
Swoje trzy grosze do mojego wnerwa dodał także Mąż. Po tylu latach on nadal nie rozumie, że ja się o niego martwię. Zresztą-ja się martwię zawsze, o wszystko i o wszystkich. A najbardziej o niego. Bo co z tego, że on na siebie uważa, skoro na świecie wariatów nie brakuje. Wszystko przez ten telefon-przez to, że go ze sobą nie zabrał. Powiedział gdzie będzie i że nie wie o której wróci. I poczuł się usprawiedliwiony. No i o co taki szum, że ja przed 21 zaczęłam wariowac, zadzwoniłam tam, gdzie miał byc-znalazł się wielce rozbawiony, w doskonałym humorze... do domu trafił dwie godziny później (przez ten śnieg). Wnerw dalej mnie trzyma-tym bardziej, że on ciągle nie rozumie mojego strachu o niego. A co ja zrobię jak go zabraknie???
A może powinnam przestac się boczyc i po prostu pójśc się do niego przytulic...?
Swoje trzy grosze do mojego wnerwa dodał także Mąż. Po tylu latach on nadal nie rozumie, że ja się o niego martwię. Zresztą-ja się martwię zawsze, o wszystko i o wszystkich. A najbardziej o niego. Bo co z tego, że on na siebie uważa, skoro na świecie wariatów nie brakuje. Wszystko przez ten telefon-przez to, że go ze sobą nie zabrał. Powiedział gdzie będzie i że nie wie o której wróci. I poczuł się usprawiedliwiony. No i o co taki szum, że ja przed 21 zaczęłam wariowac, zadzwoniłam tam, gdzie miał byc-znalazł się wielce rozbawiony, w doskonałym humorze... do domu trafił dwie godziny później (przez ten śnieg). Wnerw dalej mnie trzyma-tym bardziej, że on ciągle nie rozumie mojego strachu o niego. A co ja zrobię jak go zabraknie???
A może powinnam przestac się boczyc i po prostu pójśc się do niego przytulic...?
środa, 14 października 2009
Październikowy atak zimy
Jestem w szoku. Tak po prostu. Trzyma mnie od rana-od chwili kiedy wyjrzałam przez okno i z niesmakiem stwierdziłam, że spełnił się mój najgorszy urlopowy koszmar. Spadł śnieg. Pewnie wszyscy widzieli. Ja osobiście cierpię, bo miało byc ładnie, sucho, słonecznie. Jesiennie. Przed zimą uciekłam na drugi koniec Europy, a tu guzik. Zima mnie w tym roku nie ominęła:(
Pierwszy tydzień urlopu mija nieubłaganie... A ja po raz kolejny obiecuję sobie, że jak wrócę do Edi to wezmę się za siebie, za dom, za swoje hobby. Jakoś tak się zebrac nie umiem. Im bliżej zimy, tym gorzej. Jakoś w tym moim szkockim domu jest mało przyjaźnie. Jakoś tak zimno, nieprzytulnie. I nie wiem co zrobic, żeby choc trochę ocieplic atmosferę w nim panującą.
Aktualnie mam mocne postanowienie, że:
* zajmę się domem jak na prawdziwą panią domu przystało
* wrócę do frywolitkowania, tym bardziej że dostałam od Kasi przepiękne cieniowane nici
* za krzyżyki też się wezmę
* i może w końcu coś napiszę, bo do tego zbieram się od dawna
Nie wiem jak to jest, że czas ucieka mi przez palce. Pewnie i w moim przypadku sprawdziłoby się stare porzekadło: masz mało pracy-kup sobie kozę. Wtedy i czas by się znalazł i jakoś tak bym to wszystko lepiej sobie zorganizowała. Na razie jest plan. O jego realizacji będę stopniowo informowac.
Pierwszy tydzień urlopu mija nieubłaganie... A ja po raz kolejny obiecuję sobie, że jak wrócę do Edi to wezmę się za siebie, za dom, za swoje hobby. Jakoś tak się zebrac nie umiem. Im bliżej zimy, tym gorzej. Jakoś w tym moim szkockim domu jest mało przyjaźnie. Jakoś tak zimno, nieprzytulnie. I nie wiem co zrobic, żeby choc trochę ocieplic atmosferę w nim panującą.
Aktualnie mam mocne postanowienie, że:
* zajmę się domem jak na prawdziwą panią domu przystało
* wrócę do frywolitkowania, tym bardziej że dostałam od Kasi przepiękne cieniowane nici
* za krzyżyki też się wezmę
* i może w końcu coś napiszę, bo do tego zbieram się od dawna
Nie wiem jak to jest, że czas ucieka mi przez palce. Pewnie i w moim przypadku sprawdziłoby się stare porzekadło: masz mało pracy-kup sobie kozę. Wtedy i czas by się znalazł i jakoś tak bym to wszystko lepiej sobie zorganizowała. Na razie jest plan. O jego realizacji będę stopniowo informowac.
Subskrybuj:
Posty (Atom)