czwartek, 26 czerwca 2008

The Police



Nie pamiętam co było przed The Police i Beatlesami. Byli od zawsze. Na ich muzyce się wychowałam i to ona kształtowała moje późniejsze gusta muzyczne.

Za niecałe 2h w Chorzowie zacznie się koncert The Police... Bardzo chciałam na niego pojechać, ale wyszło tak, że wylądowałam w Szkocji.

Słucham RMF FM i jestem na bieżąco. Spodziewam się jednak, że po tym spektakularnym koncercie zabraknie mi ich piosenek puszczanych w radiu...

Pocieszam się jednak, że mieszkając w ojczyźnie Stinga, mam spore szanse na częste oglądanie go na żywo:)

Od rana słucham i się upajam: Every Breathe You Take.

środa, 25 czerwca 2008

:(

Od kilku dni trąbię tu i tam o paskudnej szkockiej pogodzie, bo albo pada, albo leje. A potem wychodzę do sklepu bez parasola. I mam za swoje, bo zmokłam:(

Do pasmanterii w związku z tym nie pojechałam (choć Mąż znalazł dwie w centrum miasta) i dalej nie mam co robić... A plątać mi się chce, oj chce...

Przez tę szarość za oknem nie mam nawet jak zrobić zdjęć, bo przy lampie to nie to samo.

A gdybym miała uprawnienia do prowadzenia wózka widłowego, to pewnie miałabym pracę.

wtorek, 24 czerwca 2008

Szok pourodzinowy

Właściwie już mi minął. Skoro bilans jest na plus, to czym się przejmować? Mam kilka ciekawych pomysłów na efektowne spędzenie następnych kilku lat (ślęcząc nad książkami, a jakże!). Mam tylko nadzieję, że wystarczy mi samozaparcia i cierpliwości żeby to wszystko zrealizować.

Edynburg ostatnio bardzo zachmurzony. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić te upały w Polsce... Zdjęć na razie nie robię, bo w taką pogodę mało które ma ochotę wyjść...

Plan na dziś (na zaraz właściwie) to wypad do Tesco (polskie stoisko!). Jutro mam natomiast zamiar zlokalizować jakąś pasmanterię i zaopatrzyć się w nici, bo nie mam już prawie nic do plątania...

I tak mija dzień za dniem. Raz weselej, raz smutniej-jak wszędzie.

Wczoraj przez szybę autobusu widziałam faceta w BMW, jedzącego za kierownicą banana. Niby nic, ale u nas z pewnością paliłby fajkę. Ot, takie tu dbające o siebie społeczeństwo;)

piątek, 20 czerwca 2008

Migawki urodzinowe z tortem w roli głównej







Mąż sprezentował mi na urodziny aparat fotograficzny:) Będę mogła nareszcie zwiedzać Edynburg bez obawy, że coś mi umknie, albo że zapomnę jak to coś wygląda:)

Na początek kilka migawek z urodzin, a potem zobaczymy:)

Dziękuję wszystkim pięknie za pamięć i życzenia. To był naprawdę wyjątkowy dzień:)

czwartek, 19 czerwca 2008

URODZINY



Moje. Dwudzieste piąte. Oraz (trzydzieste!!!) Garfielda. Co roku czytam sobie jego urodzinowy komiks. A że to okrągłe nasze rocznice urodzin, to i z Wami się nim podzielę:

Ostatnio zastanawiałam się jak to będzie. Czy poczuję się inaczej. Na razie nic się nie zmieniło, tylko ćwierćwiecze mi stuknęło.

Pogoda piękna. Zapowiada się miły dzień. Wybieram się pobuszować po sklepach-może coś ładnego wynajdę i sobie prezent zrobię:) Organizację wieczoru zostawiam Mężowi...

Chciałam to jakoś wszystko podsumować. Wszystko zdecydowanie po stronie MA:
-wspaniała rodzina i kochający, cudowny, czuły Mąż,
- skończone studia na wymarzonym kierunku,
- studia podyplomowe,
- wyjazd na Wyspy (moje marzenie się spełniło!!!) i zamieszkanie
w przepięknym Edynburgu.

Po stronie STRACIŁ? Nic. Absolutnie.

L
ubię mieć urodziny, choć ten dzień zawsze tak krótko trwa...

czwartek, 12 czerwca 2008

Leniuch

mnie dzisiaj dopadł okropny... Pół dnia mi przeleciało nie wiem kiedy... Pora lunchu już dawno minęła, a ja dalej siedzę nad śniadaniową herbatą i medytuję-zjeść coś czy nie zjeść? Oto jest pytanie...

Trzeba wziąć się w garść, dres zamienić na coś bardziej twarzowego
i wyjść w końcu z domu. Dziś już na szczęście nie pada:) Lecę zrobić zakupy, bo w lodówce niedługo tylko światło zostanie...

Truskawki nadal mi się marzą... Zobaczymy czy te marketowe są godne uwagi.

Weekend natomiast zapowiada się interesująco. Jedziemy z Mężem do Fort Kinnaird (centrum handlowe) na zakupy:) Przydałoby mi się parę drobiazgów, których nie byłam w stanie zabrać z Polski (koszmarny limit 15 kg bagażu... a przecież ja tu przyjechałam co najmniej na pół roku!).

W sobotę może wybierzemy się do kolegi K. z pracy-trzeba w końcu zintegrować się ze Szkotami:)

A na korytarzu ktoś gwiżdże Jingle Bells. I nie fałszuje:)

środa, 11 czerwca 2008

Truskawki


Wczoraj, siedząc na babskim forum, nabrałam ochoty na truskawki. Rzecz u mnie dziwna, nigdy bowiem za nimi nie przepadałam. Owszem, zapach i wygląd-tak, smak-niekoniecznie. I oto wczoraj zachciało mi się... Tylko gdzie ja znajdę truskawki w Szkocji?! Zimy co prawda nie ma, ale czy jest pewność, że truskawki gdzieś są???

D
ziś oto, wychodząc rozleniwiona po porannym prysznicu, zauważyłam pod drzwiami pocztę. A w zasadzie reklamówki dwóch lokalnych marketów oraz Herald & Post. Ulotki przejrzałam bez specjalnego zainteresowania, ale-o dziwo!-natknęłam się w nich na reklamy truskawek:) Przystępna cena, wyglądają pięknie... chyba zaspokoję dziś swe pragnienie:)

Czerwiec zawsze kojarzył mi się z truskawkami (a w zasadzie z moim truskawkowym tortem urodzinowym). W tym roku też tak musi być. Tylko kto mi upiecze tort???

Picture by allposters

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Zmiany

W pewnym filmie ktoś mądrze powiedział, że zmiany to coś dobrego. Ale tak naprawdę to znaczy, że zdarzyło się coś, czego nie chciałeś. Ale ja tego chciałam. Świadomie zmieniłam portal blogowy, uznając, że wyjdzie mi to tylko na dobre. Przepraszam jednocześnie tych, których być może zdenerwuje zmiana mojego miejsca w sieci. Oraz witam wszystkich, którzy tu za mną trafili.

Weekend upłynął mi na zwiedzaniu miasta. Trzeba przecież dobrze poznać miejsce, gdzie ma się zamiar spędzić kilka lat życia. W piątek Mąż zabrał mnie na edynburską Starówkę:) Pomnik co krok, piękne parki, czyste ulice (u nas nie do pomyślenia!). Inny świat-te dwa słowa ostatnio wymawiam chyba najczęściej. Bo tak się czuję-jakbym była w innym świecie...
Miasto tętniące życiem, a z drugiej strony ludzie w nim żyjący mają czas, żeby zajrzeć do Princess Street Gardens i choć chwilę posiedzieć na trawie. A stamtąd już tylko widok na Edinburgh Castle...

W
sobotę, korzystając z pięknej pogody, Mąż zabrał mnie... nad morze! A morza nie widziałam przez 16 lat... Wybraliśmy się do Portobello (portowej dzielnicy miasta), na jedyną publiczną plażę w Edynburgu. Ciepły piasek i początkowy chłód Morza Północnego... brzegiem plaży przeszliśmy prawie 2 km. Z wyprawy tej zostało mi zdjęcie w komórce (tak się ratujemy, póki nie mamy aparatu) i dwie muszelki.

N
iedziela za to była baaaardzo leniwa. Po południu wybraliśmy się na spacer do Saughton Garden (cisza i spokój, a przecież obok przebiega ruchliwa Gorgie Road), a potem do katedry na polską mszę (niewyobrażalne ilu Polaków tam przychodzi!).

A dziś znów leniwie. Dopijam śniadaniową herbatę, choć to prawie pora na lunch.

P
o namyśle stwierdzam, że nie jest tu tak źle. Wszystko jest tylko kwestią przyzwyczajenia...

Jestem w sieci

Przez ostatni tydzień wiele się wydarzyło. Zmiana miejsca (kraju!) zamieszkania, nowy dom, nowi ludzie. Do tego wyszło, że rzeczywisćie jestem uzależniona od Internetu... To był straszny tydzień bez sieci... Ale od wczoraj znów jestem online i teraz napiszę Wam co o tym wszystkim myślę.

IN PLUS
- mieszkam w Szkocji i w Wielkiej Brytanii w ogóle;
- jestem z Mężem w naszym pierwszym własnym mieszkanku;
- z okien widzę Wheatfield Stand-stadion Heartsów Edinburgh;
- życie nie jest drogie (porównując ceny do tutejszych zarobków, a nie przeliczając je na złotówki);
- komunikacja perfekcyjna (nie zauważyłam, żeby coś się spóźniało, a jeśli nawet, to autobusy jeżdżą tu bardzo często);
- piętrowe autobusy!!!
- Edinburgh jest naprawdę pięknym miastem-o ile zdążyłam zorientować się jeżdżąc głównymi ulicami miasta, ale dziś wybieramy się na Starówkę i dopiero sobie pooglądam!
- polski sklep tuż pod domem:)
- na ile zdążyłam się zorientować-Szkoci to mili, otwarci ludzie, a nie dusigrosze; ustępują miejsca kobietom, przepuszczają je przodem, są zwykle uśmiechnięci i wyrozumiale podchodzą do dukających Polaków (jednej Polki, I mean);

IN MINUS
- weź się człowieku dogadaj ze Szkotem! gadają gorzej niż Anglicy-kluski w gębie i wyrzucanie z siebie słów z prędkością światła;
- lewostronny ruch-I can't get used to...
- rzeczywiście horrible food (zwłaszcza chleb), ale kawa jest ok (Tchibo);
- więcej minusów nie pamiętam, ale na pewno sobie przypomnę.

C
o do samego lotu, to było to z mojej strony: wiele hałasu o nic. Odprawa przebiegła bez problemu. Miejsce w samolocie zajęłam sobie przy samym oknie i dzięki temu widziałam wszystko jak na dłoni: zmniejszające się domy, nitki dróg, pola, lasy, a potem chmury:) Niesamowite wrażnie. Tylko zmianę ciśnienia odczułam dość boleśnie... ból głowy i uszu był momentami nie do zniesienia... I rzeczywiście-przy starcie i lądowaniu wpiera człowieka w fotel:)

D
ziękuję wszystkim za komentarze i słowa otuchy. Teraz postaram się być z Wami na bieżąco:)

6.06.2008

Moja wielka szkocka przygoda

zaczyna się już jutro. Jeszcze dwanaście godzin stresu. A potem odjazd na lotnisko, trochę stresu przy odprawie (sama nie wiem czego się bać... tego, że to pierwszy raz?), godzina czterdzieści i... pełnia szczęścia:)
Stęskniony Mąż, własne (wynajmowane, ale...) mieszkanie, nowi ludzie, otoczenie, nowy świat. Spełnia się moje marzenie. 10 lat temu, kiedy marzyłam o Wielkiej Brytanii przy sercu dzwonu Zygmunta na Wawelu, nie spodziewałam się jeszcze że sprawy tak właśnie się potoczą. Że to wszystko stanie się rzeczywistością. Marzenia jednak się spełniają:)

Boję się i cieszę jednocześnie. Zaczyna się coś nowego w moim życiu.

T
en blog ma być w zamierzeniu zapisem tej wielkiej przygody. O ile czas i dostęp do sieci pozwoli na spisanie tu kilku słów. Będę wdzięczna za uwagi, pomysły i Wasze wrażenia-może ktoś jeszcze był w Szkocji?

Chaotyczna bardzo ta notka, ale naprawdę nie jestem w stanie bardziej się skupić. Nerwy trzymam na wodzy, ale zaraz albo się rozkleję albo z wrażenia nie zasnę... Ale wierzę, że będzie dobrze.

Do poczytania zatem:)

29.05.2008