Przez ostatni tydzień wiele się wydarzyło. Zmiana miejsca (kraju!) zamieszkania, nowy dom, nowi ludzie. Do tego wyszło, że rzeczywisćie jestem uzależniona od Internetu... To był straszny tydzień bez sieci... Ale od wczoraj znów jestem online i teraz napiszę Wam co o tym wszystkim myślę.
IN PLUS
- mieszkam w Szkocji i w Wielkiej Brytanii w ogóle;
- jestem z Mężem w naszym pierwszym własnym mieszkanku;
- z okien widzę Wheatfield Stand-stadion Heartsów Edinburgh;
- życie nie jest drogie (porównując ceny do tutejszych zarobków, a nie przeliczając je na złotówki);
- komunikacja perfekcyjna (nie zauważyłam, żeby coś się spóźniało, a jeśli nawet, to autobusy jeżdżą tu bardzo często);
- piętrowe autobusy!!!
- Edinburgh jest naprawdę pięknym miastem-o ile zdążyłam zorientować się jeżdżąc głównymi ulicami miasta, ale dziś wybieramy się na Starówkę i dopiero sobie pooglądam!
- polski sklep tuż pod domem:)
- na ile zdążyłam się zorientować-Szkoci to mili, otwarci ludzie, a nie dusigrosze; ustępują miejsca kobietom, przepuszczają je przodem, są zwykle uśmiechnięci i wyrozumiale podchodzą do dukających Polaków (jednej Polki, I mean);
IN MINUS
- weź się człowieku dogadaj ze Szkotem! gadają gorzej niż Anglicy-kluski w gębie i wyrzucanie z siebie słów z prędkością światła;
- lewostronny ruch-I can't get used to...
- rzeczywiście horrible food (zwłaszcza chleb), ale kawa jest ok (Tchibo);
- więcej minusów nie pamiętam, ale na pewno sobie przypomnę.
Co do samego lotu, to było to z mojej strony: wiele hałasu o nic. Odprawa przebiegła bez problemu. Miejsce w samolocie zajęłam sobie przy samym oknie i dzięki temu widziałam wszystko jak na dłoni: zmniejszające się domy, nitki dróg, pola, lasy, a potem chmury:) Niesamowite wrażnie. Tylko zmianę ciśnienia odczułam dość boleśnie... ból głowy i uszu był momentami nie do zniesienia... I rzeczywiście-przy starcie i lądowaniu wpiera człowieka w fotel:)
Dziękuję wszystkim za komentarze i słowa otuchy. Teraz postaram się być z Wami na bieżąco:)
6.06.2008